Powtarzam sobie to zdanie, patrząc na mojego czteroletniego syna, wpatrującego się w morze w dal i entuzjastycznie wskazującego na żaglówki, na maleńką latarnię morską w naszej małej zatoczce i na wir bezczelnych mew krążących nad łodziami rybackimi. Zwykle wypływamy w morze wycieczkową łodzią turystyczną pod koniec lata, kiedy nie jest już gorąco i prawie wszystkie miejsca są wolne – w tym roku pracownicy statku pokazali nawet mojemu synowi, jak prawidłowo schodzić po drabinie statku z górnego pokładu do niższego. Jesienią w hiszpańskiej szkole, gdzie wszystkie dzieci skaczą, opowiadają o żółknących liściach, chmurach i wiatrach. Wszystkie te naturalne zjawiska są często postrzegane przez młodych mieszkańców wiecznie kwitnącej nadmorskiej wioski jak bajki – palmy nie żółkną, słońce smaży z całej siły, a kieszenie szortów wciąż są pełne robaków, kamyków i zwiędłe kwiaty hibiskusa „dla mamy”. Wraz z nadejściem chłodu (która nazywa się tutaj temperaturą +5: nie może być inaczej w mieście otoczonym z jednej strony słonymi jeziorami, a z drugiej Morzem Śródziemnym) nadszedł czas na wycieczki na kryty basen, domowe zabawy i wieczory, kiedy ciepło ubrani spacerujemy po kamienistych plażach, wrzucamy kamienie do pachnącego niespokojnego morza, a potem z przyjemnością ogrzewamy dłonie ciepłymi kubkami cola cao w nadmorskiej kawiarni, gdzie znajomi kelnerzy zawsze proszą rozmowną papugę, aby się nie wyrażała przed dziećmi. Pod koniec grudnia szczęście dzieci koncentruje się w trzech świętach: katolickim Bożym Narodzeniu, Nowym Roku i specjalnym święcie dziecięcym „Trzej Królowie”. Szczególnie szczęśliwe dzieci otrzymują potrójny zestaw prezentów od rodziców i wszystkich krewnych). W lutym trzeba skakać do kałuży, przygotowane na tę okazję buty rzadko przydają się przez resztę czasu – na szczęście w przeciwieństwie do śniegu (po który można wybrać się do pobliskiej Sierra Nevada), deszcz jest jednym z dostępnych opadów w regionie z 320 słonecznymi dniami w roku. Wiosną pora na pikniki, grille i karmienie oswojonych pawi w parkach. Spacery stają się coraz dłuższe, bardziej urozmaicone i bogatsze – często muszę nosić ze sobą jednocześnie piłkę, skuter i łódź na baterie. Lato to czas niekończącej się zabawy, świętowania i radości, który wypełnia miasto przyjazdem turystów z całego świata. Na ulicach jest jeszcze więcej uśmiechów, zapach olejku do opalania rozprzestrzenia się w upalnym upale dnia, a nocą nadmorskie ulice głośne są setkami obcych głosów i mienią się światłami barów i restauracji. W tym czasie zdecydowanie musisz udać się do parku rozrywki, aby przejechać się niesamowicie szybko kręcącym się hiszpańskim diabelskim młynem, wygrywać nagrody w strzelnicach, jeść watę cukrową i krzyczeć pozdrowienia, ledwo widując przyjaciół i kolegów z hałaśliwego tłumu. Razem z nowymi przyjaciółmi można ich spotkać na placach zabaw, w letniej szkole (podobnie jak na letnim obozie), w basenie własnego domu i oczywiście na plażach, gdzie można zbudować zamek z piasku, urządzić strzelanina z pistoletów wodnych, a nawet złapanie kraba. TAk. Torrevieja to miasto szczęśliwego dzieciństwa, gdzie słońce świeci przez cały rok, nie ma bezpańskich psów, na ulicach nieznani seniorzy łaskoczą dzieci w każdym wieku, a uśmiechnięci policjanci domagają się praw tych, którzy jeżdżą na rowerze. Miasteczko szczęśliwego dzieciństwa, z uśmiechem, wspominając o którym mój syn pewnie kiedyś powie – „Wieś, w której nauczyłem się pływać, gdzie chodziłem do szkoły, gdzie łowiłem kraby i pierwszy raz spróbowałem waty cukrowej jest nazywa się tak po prostu: Torrevieja”. #papa_de_luka

Podobał ci się artykuł? Podziel się z przyjaciółmi!

Udostępnić: